Rozdział 3 „Medalion”

Pośrodku niewielkiej, kamiennej sali klęczał zakapturzony mężczyzna. Za jego plecami postarzałe, drewniane wrota broniły wejścia. W słabo oświetlonej komnacie panował przenikliwy chłód. Zimna, naznaczona przez wilgoć, marmurowa podłoga pomalowana była niezrozumiałymi symbolami. Przesiąknięte stęchlizną powietrze, zachęcało jedynie do wstrzymania oddechu.

– Panie, nie znaleźliśmy dziewczyny- rzekł sługa, pozostając w swym ukłonie – to musiał być zły trop. Wywróciliśmy do góry nogami całą wioskę, ale nie wyczuliśmy żadnej mocy medalionu. Nastała złowroga cisza, przerywana jedynie szumem wiatru, który przeciskał się przez szczeliny w murze. Dźwięk ten przywodził na myśl jęki torturowanych ofiar. Mężczyzna czekał, a na jego pooranej bliznami skórze pojawiła się gęsia skórka. Naprawdę nie chciał rozzłościć swojego władcy.

– Miałeś przyprowadzić do mnie Wybrankę – złowrogi szept rozszedł się po sali – czuję się zawiedziony twoją głupotą. Sługa uniósł oczy w kierunku przeciwległej ściany, a jego dłonie trzęsły się ze strachu. Szybko jednak spuścił wzrok, splótł ze sobą palce i ukłonił się jeszcze niżej.

– Wybacz, Panie – rzucił spanikowany – to nie moja wina. Ktoś pomylił się co do miejsca jej pobytu. To była tylko zwykła wioska. Niemożliwe żeby ukryto ją w takim miejscu. Usłyszał cichy trzask, przywodzący na myśl dźwięk łamanych kości. Wzdrygnął się bezwiednie. Po jego zdumionej twarzy spłynęła kropla potu.

– Wybaczam – głos rozchodził się wszędzie, oplatając swoim chłodem całą komnatę – a oto nagroda za twoje starania. Ognista kula uderzyła jakby znikąd. W powietrzu rozszedł się swąd palonego ciała. Szok malujący się na twarzy mężczyzny był niczym w porównaniu z bólem, który rozrywał teraz jego klatkę piersiową. Histeryczny krzyk uniósł się ponad sklepienie sali. Po chwili ze skulonej postaci została tylko garstka tlącego się popiołu. W komnacie nastała cisza, przerwana jedynie dźwiękiem rozchodzącego się imienia.

– Gorionie – potężny ryk wezwał kolejnego sługę. Do pomieszczenia weszła postać, w płaszczu równie czarnym jak poprzednika. Stanęła w miejscu, gdzie przed chwilą zginął ów człowiek.

– Tak, mój władco – mężczyzna przyklęknął. Ogień pochodni wiszących na ścianach rozbłysnął jaśniejszym blaskiem, który rozświetlił mroczne zakamarki, wyganiając z nich opieszałe robactwo.

– Dziewczyna uciekła – głos szedł echem po ścianach komnaty – jej ochrona z pewnością wznowiła czujność, ale i tak rozpocznij poszukiwania na własną rękę. Czekaj w ukryciu na odpowiedni moment nim postanowisz uderzyć. I szukaj sposobu… jak wypuścić stąd Mrok. Nieprzyjemny dźwięk przypominający zgrzytanie pazurów o zardzewiały metal boleśnie ranił uszy – Pamiętaj… musimy odnaleźć tą dziewkę, nim przebudzi swą moc. Nie ma czasu na więcej błędów. Każda zarażona dusza, to dla nas sprzymierzeniec. Nagły podmuch wiatru zgasił wszystkie pochodnie. Jednakże klęczący pośrodku sali osobnik wcale tego nie zauważył. Czekał pokornie na dalsze rozkazy.

– Chcę ją żywą – ponury szept napawał strachem – razem ze świecidełkiem. Inni mnie nie interesują.

– Jak sobie życzysz, panie – sługa wstał, oddał pokłon i wyszedł z ciemnej komnaty.

***

Cztery lata później.

Mały kamyk uparcie trzymał się podłoża. Po dłuższej chwili zaczął delikatnie drgać. Jeszcze tylko trochę, troszeczkę – myślała Akira, skupiając się na przedmiocie, który zdawał się z nią drażnić – no rusz się wreszcie. Próbowała już tej sztuczki dobre kilkanaście razy i była przekonana, że teraz nareszcie jej się powiedzie. Nagle poczuła klepnięcie w plecy, od którego o mało twarz dziewczyny nie spotkała się z podłożem. Odwróciła się wściekła, prawie czując w zębach skrzypiący piasek.

– Xan! Ty wstrętna glisto! – wysyczała, patrząc na roześmianego chłopaka – gdybyś mi nie przeszkodził, udałoby mi się go podnieść. Była naprawdę wkurzona. Najchętniej zmyłaby z buźki kolegi ten figlarny uśmieszek. Młodzieniec przekręcił tylko głowę, jak zawsze gdy nabijał się z koleżanki.

– Nie podniosłabyś nawet piórka – stwierdził ironicznie, biorąc się pod boki. Jego chytra mina nie wróżyła nic dobrego. Sekundę potem uniósł do góry dłoń i pstryknął palcami. Patyk, leżący u jego stóp, skoczył w powietrze i zaczął smagać dziewczynę w siedzenie.

– Przestań! – wykrzykiwała, podskakując i starając się uchronić przed ciosami – Skończ z tym, albo wsadzę ci ten patyk w twoje szlachetne dupsko! Jęknęła, gdy perfidny badyl, zaczął poruszać się coraz szybciej, tak, że ciężko było uniknąć uderzeń. Niech tylko dorwie tego padalca w swoje ręce. Będzie błagał o litość.

– Pięknie tańczysz, kotku – chłopak właśnie pokładał się ze śmiechu, nie zrażony jej ciągłymi piskami i wyszukanymi groźbami. O nie, tego było już za wiele – stwierdziła w duchu dziewczyna i nie zważając na piekące pośladki, z groźną miną ruszyła w stronę kolegi.

– Ty…

– Ops! – wykrztusił młodzieniec, uśmiechnął się zadziornie, puścił do niej oczko i najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony, szybko uciekł w odwrotną stronę. Akira patrzyła jak znika za pobliskimi drzewami, gwizdając na nią jakby była ociężałą kobyłą, którą chce przywołać z pola.

– Tchórz – wybąkała cicho, masując tyły. Nadal czuła wściekłość, ale nie miała zamiaru ruszać w pogoń. Choć w tym momencie najchętniej skręciłaby koledze kark, musiała przyznać, że przyzwyczaiła się do jego nieustannych żartów. Ba, można by powiedzieć, że wręcz je lubiła. Może dlatego, że często odwracały uwagę od niechcianych wspomnień. Westchnęła ciężko podążając wzrokiem w stronę wielkiego, ceglanego budynku usytuowanego na ogromnym placu, nieopodal Czarnego Jeziora. Siedząc na niewielkim wzniesieniu, miała doskonały widok na Akademię. W jednym, prawym skrzydle mieściły się sale wykładowe, stołówka i aula na ważniejsze zebrania. Drugie skrzydło – mieszkalne – dawało schronienie grubo ponad setce uczniów, którzy marzyli, by stać się potężnymi magami, mającymi w swoim arsenale, dziesiątki różnorakich zaklęć. Mrużąc oczy próbowała odnaleźć wzrokiem beżowe okiennice jej niewielkiego, lecz prywatnego pokoju. Uśmiechnęła się do siebie. Nie każdy z adeptów miał takie szczęście, że mógł sam zajmować całe pomieszczenie. Z reguły większość izb mieściła po kilkoro osób w zależności od swojej wielkości. Jeszcze raz omiotła wzrokiem całą szkołę. Oba jej skrzydła rozciągały się w boki, skręcały w tył, by potem zejść się z powrotem przy dwóch, tylnych wieżach, wysokich na dobrych kilkadziesiąt metrów. Tam mieszkali nauczyciele oraz znajdował się gabinet dyrektora. Całość budowli tworzyła okazały prostokąt, a wejścia na wewnętrzny dziedziniec broniły szerokie wrota. Po obu ich bokach majestatycznie powiewały dwie szkolne chorągwie z wyszytym akademickim herbem przedstawiającym dłoń, nad którą unosił się czerwono, niebiesko, żółty płomień. Akira nie bardzo wiedziała, co miało to oznaczać, ponieważ do tej pory nie spotkała nauczyciela, który szczyciłby się podobnymi umiejętnościami. Zapewne artysta wyszywający chorągiew, chciał nieco podkoloryzować pewne sprawy, gdyż owa Wyższa Szkoła Talentów Magicznych miała nieposzlakowaną opinię miejsca, skąd wypuszczano prawdziwych czarodziei.

Dziewczyna prychnęła, zerkając w kierunku, w którym uciekł jej kolega. Uśmiechnęła się nieznacznie. Xana poznała już pierwszego dnia jej pobytu w szkole. Postanowił, że jako młodą adeptkę – mimo iż byli w tym samym wieku – powita „po swojemu” i za pomocą magii wylał na głowę dziewczyny wiadro lodowatej wody. Ze złości para buchała jej z uszu, ale nie dała ponieść się nerwom, ponieważ robienie sobie problemów już z samego początku w niczym by jej się nie przysłużyło. Zatrzęsła się na wspomnienie ociekających wodą ciuchów i radosnego rechotu szkolnych kolegów. Od tej pory Xan uwielbiał ją zaczepiać. Chyba nawet bardziej cenił sobie to zajęcie, niż pozostałe jakie oferowała akademia. To tu, to tam – zawsze szukał możliwości dogryzienia biednej, nowej uczennicy, która niby to nie zauważała jego ciągłych podchodów. W duchu Akira obiecała sobie, że kiedyś odwdzięczy mu się za te lata tortur – rzecz jasna z nawiązką. Setki razy układała w głowie scenariusze zemsty doskonałej. Nawet teraz humor poprawił jej się już na samą myśl o tym, jak wyglądałby szczerbaty Xan z podbitym lewym okiem, tak, że prawie zapomniała o piekącej, zaczerwienionej skórze zbolałych pośladków. Przygryzła wargę, zmieniając tok myśli. Mimo wszystko musiała uczciwie przyznać sama przed sobą, że nawet lubiła tego zarozumiałego padalca. Oczywiście z dużym akcentem na słowo „nawet”. Xan z natury był zabawny, koleżeński i… co tu dużo ukrywać – całkiem przystojny. Wysoki, nieźle zbudowany, z jasnymi włosami zachodzącymi na czoło oraz dużymi zielonymi oczami. Pojawiał się w nich błysk, zawsze, gdy coś dziwnego chodziło mu po głowie. A to akurat zdarzało się bardzo często. Dodatkowo uwagę przyciągały jego szpiczaste uszy, tak charakterystyczne dla elfa. Właśnie do tej rasy należał. Akira zastanowiła się przez moment, czując lekki powiew wiatru, na opalonej słońcem, śniadej cerze. Nigdy nie pytała młodzieńca, w jakim celu zawędrował aż tak daleko od ziem, które w większości zamieszkiwane były przez przedstawicieli jego rasy. Makkasta – piękna kraina sąsiadująca z ich niewielkim państwem należała praktycznie w całości do prastarego elfickiego rodu Azahstar. Szczyciła się bogactwem zarówno naturalnych dobrodziejstw Ziemi, jak i doskonałego rzemiosła. Elfy w końcu słynęły z wyjątkowej jakości wyrobów drewnianych, wyszukanej poezji, czy dających ukojenie słowiczych pieśni. Xan nie mówił dużo o swojej przeszłości, choć wiedziała, że miał bliskie powiązania z cenionym przez wielu władców rodem. Dziewczyna odchrząknęła. Może właśnie dlatego jej szkolny przyjaciel nosił swój szlachetny, pusty czerep tak wysoko.  

Wyciągnęła się wygodnie na trawie i wróciła wzrokiem do budynku Akademii. Wstąpiła do niej trzy lata temu, kończąc w ten sposób roczną tułaczkę po świecie. Jedynie przypadek sprawił, że znalazła się w tym miejscu, ale była wdzięczna losowi za otrzymaną szansę. Gdy pierwszy raz trafiła przed oblicze dyrektora, mężczyzna – z jemu tylko wiadomych względów – nie pozwolił już jej odejść. Tak naprawdę nigdy nie miała do czynienia z magią, a jej zdolności w tym zakresie można było spokojnie nazwać „żadnymi”. Jednakże dziwnie zaskoczona mina dyrektora, gdy lustrował bezdomną trzynastolatkę, która czystym trafem uratowała życie jednej z jego adeptek, musiała zapewne oznaczać wdzięczność, gdyż Akira została przyjęta do szkoły dostając nawet osobny pokój, gdzie mogła od razu spokojnie zamieszkać. I w ten oto sposób zaczęła się przygoda z magią, która de facto nadal nie była jej mocną stroną. Mimo wszystko szkoła pozwoliła jej znacznie poprawić swoje „zielarskie” umiejętności, a na zajęciach z eliksirów, ciężko było komukolwiek ją prześcignąć. Najważniejszy jednak był fakt, że znalazła dach nad głową oraz w międzyczasie zyskała dwoje oddanych przyjaciół.

Nagle zesztywniała, a smutek wypełnił jej usta na wspomnienie okrutnych miesięcy bez domu i rodziny. Zanim trafiła do szkoły, przenosiła się z miejsca w miejsce. Łapała przeróżne prace by tylko utrzymać się przy życiu, a mając trzynaście lat nie było to łatwe. Sprzedawała znalezione zioła, sprzątała zagajniki, pomagała przy ogrodach. Czasem dostawała za to pieniądze, a niekiedy tylko skromny posiłek. Poczuła ciepło na swojej twarzy, gdy słońce na chwilę wyjrzało zza chmur. Spuściła głowę dając ponieść się wspomnieniom. Najgorsze były pierwsze miesiące. To wtedy poznała jak okrutnymi prawami rządzi się świat i uświadomiła sobie, że życie w Eldakar było istnym rajem na ziemi. Po tragedii jaka ją spotkała, długo nie mogła do siebie dojść. Z początku planowała udać się do Tern, odwiedzić przyjaciół jej rodziców prosząc ich o jakąkolwiek pomoc. Szybko jednak przypomniała sobie w jak ciężkiej sytuacji znajduje się owa rodzina. Maleńka izdebka wynajęta kątem od wstrętnego, grubiańskiego karczmarza, sześcioro dzieci i mąż, który w ostatnim wypadku przy cięciu drzewa, stracił nogę. Nie – choć minęły lata, bezwiednie pokręciła głową – nie miała serca zmuszać ich by czuli się zobowiązani jej pomóc. Udała się więc dalej, krążąc z miasta do miasta i cały czas dziwiąc się, że jeszcze żyje. Zapewne przysłużył się temu wrodzony spryt oraz spostrzegawczość, które jednak nie uchroniły ją przed drobnymi przestępstwami, jakich musiała się dopuścić, by przetrwać. W gruncie rzeczy, należały do nich jedynie kradzież jedzenia czy ciuchów, co jednak wcale nie zmieniało faktu, że przez długi czas gryzły ją wyrzuty sumienia, zagłuszane jedynie przez burczący brzuch. Choć głód był jedynym usprawiedliwieniem jej występków, nie sposób było nie zauważyć, że w niegdyś spokojnym i rozwojowym państwie Navgar żyło się teraz coraz gorzej. Winą za to obarczano panującego obecnie króla, którego jak szumiało wiele pogłosek odmieniła dziwna, niespotykana choroba. I w ten oto sposób, na przestrzeni niemalże kilku tygodni z porządnego, sprawiedliwego monarchy, stał się żądnym władzy tyranem, nie baczącym na dobro swych poddanych. Akira nie do końca wierzyła, że ktoś może odmienić się w tak krótkim czasie, bez jakiejś mocno logicznej przyczyny, jednakże ciągłe napady, rozboje oraz widoczny niepokój wśród ludności Navgar udowadniały, że państwo najwidoczniej przechodzi kryzys.

Oparła się na łokciach, uniosła w górę zamknięte oczy i pozwoliła by wiatr delikatnie muskał ją po opalonej skórze. Mimo wszystko musiała przyznać, że ciągłe pokonywanie trudności ma swoje dobre strony. Pozwoliło jej to nabyć umiejętności, z których teraz była dumna. Potrafiła doskonale strzelać z łuku oraz nieźle walczyć mieczem. Tułając się po świecie widziała wiele miejsc i poznała wiele dróg. Nauczyła się jak unikać niebezpieczeństw, a także którymi ścieżkami lepiej nie chodzić. Westchnęła, czując że smutek znów wkrada się w jej serce. Mimo wszystko brakowało jej domu. Tak naprawdę nic nie było wstanie zastąpić tęsknoty za Eldakar, rodziną i przyjaciółmi. Dziewczyna przysiadła obejmując rękami kolana. Często zastanawiała się co z Kallem i czy jeszcze żyje. Tamtego pamiętnego dnia, gdy wróciła do osady nie znalazła chłopaka, ani też jego… ciała. Biegnąc z powrotem na polanę miała nadzieje, że będzie tam na nią czekał. Że przytuli ją jak zawsze, pozwalając się wypłakać. Pomoże zapełnić pustkę, jaka powstała po stracie bliskich. W końcu zostali tylko oni. Jednakże los nie okazał litości. Wracając do wioski z naręczem białych lilii Akira zdała sobie sprawę, że jej najlepszy przyjaciel musiał zostać kolejną ofiarą napaści na Eldakar, a jego ciało, zbezczeszczone przez napastników, leżało zapewne w zaciemnionym miejscu, lub dołączyło do zwęglonych szczątek zamordowanych mieszkańców wioski. Dziewczyna oparła twarz na dłoniach, czując jak ściśnięte gardło sprawia jej ból. Bo jak inaczej miałaby wytłumaczyć jego nieobecność w miejscu, w którym się umawiali? Więcej możliwości nie brała nawet pod uwagę. Kall nigdy nie zostawił by jej na pastwę losu – tego jednego była pewna. Łzy zdążyły zebrać się już pod powiekami, zamrugała więc by je odgonić. Płacz nie miał już sensu. Nie chciała znów poddać się rozpaczy, tym bardziej, że teraz było jeszcze coś, co wciąż nie dawało jej spokoju. Dotknęła wiszącego u jej szyi, niewielkiego medalionu, po czym wyjęła z kieszeni wiadomość od dziadka i po raz setny zaczęła oddawać się lekturze.

Kochana wnuczko!

Skoro czytasz ten list, musi to oznaczać, że nie jestem w stanie porozmawiać z Tobą osobiście. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, iż nie było nam to dane. Wiele razy, trzymając Cię w ramionach wyobrażałem sobie jak dorastasz i z ciekawością poznajesz świat. Miałem nadzieję, że niegdyś doczekam dnia, w którym będę mógł przekazać Ci dziedzictwo należące od pokoleń do naszej rodziny i opowiedzieć historię tak ważną dla świata, która ponownie przenika do rzeczywistości. Los jednak zdecydował inaczej. Postanowiłem więc napisać list i zamieściłem do niego cenne zawiniątko. Wbrew temu co myślisz – nie jest to zwykłe świecidełko. Medalion ten posiada ogromną moc, a wydobyć ją możesz jedynie Ty. Pamiętaj jednak, że kiedy odkryjesz swoją siłę, nie będzie miała ona sobie równych. I tylko od Ciebie będzie zależało, w jakim celu użyjesz owego daru. Ja jednak nie mam co do tego żadnych wątpliwości. W Twoich oczach zawsze widziałem światło, płynące prosto z serca.

Dziewczyna zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad słowami dziadka, po czym wróciła do lektury.

Moja droga Aki. Na świecie jest wiele osób, chcących Cię osłaniać. Niestety są i tacy, którzy zawładnięci przez ciemną stronę ich duszy, pragną władać mocą, jaka im się nie należy. Dlatego, gdy przyjdzie odpowiednia pora spotkasz na swej drodze osoby, przeznaczone do tego, by pomóc Ci się przebudzić. Każda z nich będzie obdarzona mocą medalionu, podobnego jak twój własny.

Wiem dobrze, drogie dziecko, jak niezrozumiałe wydają Ci się teraz moje słowa. Jednakże twoja cierpliwość zostanie nagrodzona, ponieważ światło rozjaśni wszystkie skrywane tajemnice.

Niech miłościwa Izmer nad Tobą czuwa.

Twój zawsze kochający dziadek.

Gerlath

Aki długo jeszcze wpatrywała się w list, po czym zwinęła go, odkładając z powrotem do kieszeni. Nie pamiętała swojego dziadka. Odszedł niedługo po jej narodzinach. Jednakże mama zawsze opowiadała, jakie szczęście malowało się w jego oczach, gdy opiekował się swoją maleńką wnuczką. Dziewczyna bezmyślnie wpatrywała się w pomarańczowego listka, którego wiatr przygnał jej pod nogi. Ciekawe dlaczego rodzice nigdy wcześniej nie wspomnieli jej o liście i podarku od staruszka? Może uniknęła by w ten sposób mętliku, jaki od dawna gościł w jej głowie. Sięgnęła do tyłu i delikatnie zsunęła z szyi medalion, dla odmiany skupiając się teraz na nim. Wyglądem przypominał pięcioramienną gwiazdę, pośrodku której wyrzeźbione było wgłębienie w kształcie łzy. Na każdym z ramion znajdowało się podobne, nieco mniejsze. Aki poczuła dziwne mrowienie, jak zawsze gdy przesuwała palcem po kryształowej powierzchni. Jakby był naelektryzowany – myślała zafascynowana. Nosiła ten amulet już kilka lat, ale nigdy nie zapomniała jak poczuła się, gdy pierwszy raz dotknął jej skóry. Oprócz tego, że buchnęło z niego oślepiające światło, które zapewne mogłoby rozjaśnić głębiny leżącego nieopodal Czarnego Jeziora, to jeszcze wchłonęło ją jak rekin małą rybkę. Musiała na chwilę stracić przytomność, bo gdy się obudziła leżała jak kłoda pośrodku szlaku prowadzącego z Tern do jednego z większych miast południa o nazwie Bisendorf, do którego wówczas zmierzała. Miała ogromne szczęście, że nikt choćby nie podeptał jej po drodze, nie mówiąc już o obrabowaniu czy czymś gorszym. Nabrała głęboko powietrza i z westchnieniem ulgi zawiesiła medalion z powrotem na szyi, chowając go pod bawełnianą bluzką. Od tamtej pory świecidełko nie robiło już jej żadnych numerów, jeśli nie liczyć ciągłego uczucia, że coś w niej rozbudza. Ponieważ jednak słowa dziadka do dziś wydawały jej się niezrozumiałe, pokręciła tylko głową i odpuściła sobie dalsze zastanawianie się nad znaczeniem otrzymanego prezentu.

W tym momencie ważniejsze wydawało jej się co innego. Urodziny. Jej urodziny. Dziś kończyła siedemnaście lat, a czuła się jakby przeżyła już wiele więcej. W zeszłym roku jej przyjaciele: Xan i Seli – dziewczyna, której uratowała niegdyś życie, upiekli dla niej pyszny tort, którym zajadało się pół szkoły. Oprócz tego chłopak wpuścił do jej pokoju ropuchę wielkości krokodyla, ale o tym nie warto było wspominać. W każdym razie przyjaciele pamiętali o niej, a dziś wydawało się jakby większość przedpołudnia spędzili zajęci swoimi sprawami. Spojrzała w górę, przysłaniając dłonią oczy. Słońce stało wysoko na niebie, do wieczora więc pozostało jeszcze sporo czasu, a dziś był jeden z tych nielicznych dni wolnych od zajęć. By zabić nudę, Akira postanowiła, udać się nad Czarne Jezioro, gdzie rosło wiele ciekawych roślin i przydatnych ziół. Ociągając się ile mogła, podniosła się powoli i skierowała w stronę Akademii, by zabrać z pokoju torbę na zbiory. Już po wejściu na przedni dziedziniec, poczuła, że coś jest nie w porządku. Z reguły o tej porze kręciło się tu wielu adeptów więc pustka, jaka panowała w wejściowym holu, tylko utwierdziła ją w tym przekonaniu. Dziewczyna postanowiła sprawdzić salę wykładową, gdzie często odbywały się zbiórki jej grupy. Gdy przestąpiła próg izby, niespodziewanie ogarnęła ją ciemność. Włos zjeżył jej się na karku. Co jest? – myślała zdezorientowana, próbując dostrzec co się dzieje – przecież mamy środek dnia. W tym samym momencie mrok zastąpiło jasne światło. Zamrugała, by przyzwyczaić oczy do dziwnego zjawiska.

– Niespodzianka! – w sali znajdowało się wielu uczniów jej klasy oraz dwoje osób z grona pedagogicznego. Niektórzy odsłaniali grube, okienne kotary, inni stali wokół ławki, na której znajdował się sporo większy niż w poprzednim roku tort. Wbite w czekoladową masę świeczki, czekały na lekki podmuch powietrza. Akira oniemiała wpatrywała się w całą scenę, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Ktoś musiał zadać sobie wiele trudu, by cała ta akcja nie wyszła na jaw w szkole, w której poza lekcjami, najwięcej czasu zajmowało plotkowanie. Dziewczyna stała jak wmurowana, a jej policzki swym kolorem zaczęły przypominać dojrzałego pomidora. Ponieważ bycie w centrum zainteresowania, nigdy nie stanowiło jej marzenia, zaczęła powoli rozglądać się na boki w poszukiwaniu ciemniejszego kąta, który mógłby osłonić jej zażenowaną twarz. Niestety nie było jej to dane, bo w tym samym momencie z tłumu wyłoniła się Seli i dosłownie, rzuciła na Akirę wieszając na szyi dziewczyny. Jej rude, mocno kręcone loki zwisały teraz luźno do pasa, oplatając szczupłą posturę koleżanki, a zielone oczy błyszczały radośnie.

– Wszystkiego najlepszego! – wykrzykiwała, podskakując i obejmując solenizantkę ramionami. Tylko jej przyjaciółka, potrafiła robić te trzy rzeczy jednocześnie – stwierdziła w duchu Akira. Ostrożnie oddała uścisk, po czym odsunęła się od koleżanki, besztając się w myślach, że wcześniej nie odkryła jej zamiarów. Nie pamiętała już kiedy ostatni raz ktoś zrobił jej przyjęcie niespodziankę, dlatego wciąż czuła się nieswojo. Mimo to przywdziała na twarz najszczerszy uśmiech, jaki udało jej się wykrzesać i pozwoliła przyjaciółce podprowadzić się do trzypoziomowego, kwadratowego tortu, przy którym zebrało się już sporo – śliniących się na jego widok – osób.

-Pomyśl życzenie – podniecona Seli wskazała na palące się malutkie świeczki. Aki przez moment udała, że głęboko się zastanawia, po czym nabrała powietrza i wyrzuciła je z płuc jednym, mocnym wydechem. Nic. Zamrugała dwa razy, ale świeczki nadal się paliły. Postanowiła spróbować jeszcze raz, choć nie dało to żadnego rezultatu. Dmuchała i dmuchała, jednak chyba miała przewidzenia, bo jakby na złość, ani jeden płomień nawet nie drgnął. Uczniowie spoglądali po sobie tak samo zdziwieni jak ona. Miała tylko nadzieję, że nikt nie słyszy charchotu w jej piersi, bo już naprawdę odczuwała brak powietrza potrzebnego na zdmuchnięcie tych siedemnastu zepsutych badyli. Zirytowana, po raz kolejny zmusiła płuca do pracy, gdy usłyszała stłumiony chichot dochodzący zza jednej z kotar. Wściekła podeszła do okna i szarpnęła materiał. Tak jak się spodziewała, znalazła tam perfidnego elfa, który dosłownie gryzł firanę, krztusząc się ze śmiechu.

– Xan! Ty przebrzydła gębo! – ryknęła zawstydzona, że nie zorientowała się w jego podstępie – wyłaź stamtąd i przestań robić sobie głupie żarty. Gdy tylko chłopak wysunął się zza kotary, reszta uczniów wybuchła śmiechem. Akira wywróciła oczami. Pięknie – oto przyjęcie niespodzianka w wersji Xana. Jedynie Seli, lekko poddenerwowana, podeszła do elfa, wytykając go palcem.

– Miałeś zachowywać się poprawnie – rzekła obruszona – chociaż dziś – dodała niemal sycząc. Na widok wzburzonej miny przyjaciółki, nawet Akira uśmiechnęła się pod nosem. Taka postawa nie pasowała do Seli, która swoim wzrostem i drobnością, przypominała w tej chwili nadąsane dziecko.

– W porządku – szybko wtrąciła się Aki, przyciągając koleżankę bliżej tortu – zdmuchnijmy je razem. Puściła do niej oczko, po czym obie jednym, porządnym wydmuchem poradziły sobie ze wszystkimi siedemnastoma świeczkami.

Wtem rozbrzmiały brawa, które jeszcze długo po przyjęciu dźwięczały w uszach młodej solenizantki. Popołudnie minęło w atmosferze śmiechu i pogodnych rozmów, a tort, jak zwykle przepyszny, szybko zniknął z każdego talerza. Akira już dawno tak dobrze się nie bawiła. Nawet Xan do końca dnia zachowywał się już nienagannie. No, może parę razy widziała ten jego zadziorny błysk w oku, ale szybko robiła wtedy minę – „zrób coś, a cię zabiję” i chłopak chyba dawał za wygraną. Pod wieczór wiele osób wyszło na przedni dziedziniec, by podziwiać piękne sklepienie, obsypane tysiącami gwiazd. Akira uwielbiała patrzeć w niebo na niesamowite konstelacje, wyobrażając sobie, że gdzieś tam żyją istoty, dotąd przez nikogo niepoznane.

– Wspaniały dzień – westchnęła sama do siebie.

– Jeszcze się nie skończył – Xan zaszedł ją od tyłu. Posłała mu groźnie spojrzenie, ale na szczęście wyglądał, jakby i jemu udzielił się spokój wieczoru. W myślach zbeształa się że zwątpiła w przyjaciół. Oboje zrobili jej dzisiaj ogromną niespodziankę. Dotąd nie spodziewała się też, że tak wielu uczniów, których uważała za zwykłych znajomych, ceni sobie jej towarzystwo. Choć wydarzenia sprzed paru lat sprawiły, że częściowo zamknęła się w sobie, postanowiła zaryzykować i znów bardziej otworzyć się na ludzi. Musiała skończyć wreszcie z ciągłym strachem o to, by jeszcze kogoś nie stracić. Rozejrzała się wkoło.

– Gdzie podziała się Seli? – spytała chłopaka, wypatrując koleżanki wśród tłumu zebranego na dziedzińcu. Niespodziewanie do ich uszu doszedł znajomy krzyk. Jak na zawołanie oboje, odwrócili się w określonym kierunku. Ujrzeli, jak ich przyjaciółka szarpie się z sukienką, która przytrzaśnięta w potężnych drzwiach Akademii, ogranicza jej ruchy. Sytuacja mogłaby się wydać komiczna, gdyby nie fakt, że nad głową Seli, ogromna chorągiew z wyszytym szkolnym herbem, wstrząśnięta mocnym podmuchem wiatru, wysunęła się z zawiasów i runęła w kierunku przerażonej dziewczyny. Gdy nie było już ratunku, metalowy pręt zatrzymał się w odległości kilkunastu centymetrów od głowy ofiary. Czas jakby się zatrzymał, a nocne powietrze przesiąkło mocą. Świadkowie wpatrywali się w przedziwne zjawisko. Jeden z nauczycieli szybko rozglądał się, w poszukiwaniu osoby, której magiczne zdolności pozwoliłyby utrzymać taki ciężar.

– Na ognie świętości – rzucił oszołomiony wpijając się w kogoś spojrzeniem. Inni obserwatorzy powiedli za jego wzrokiem. Pośrodku dziedzińca, stojąca obok Xana, Akira uparcie skupiała się na utrzymaniu chorągwi. Stróżka potu stoczyła się z jej czoła, rzeźbiąc ścieżkę ku skroni. Medalion dziewczyny błyszczał niespokojnie, spod bawełnianej bluzki.

– Xan… pospiesz się… dłużej nie dam rady… – wyszeptała cicho. To jednak wystarczyło, by wyrwać chłopaka z oszołomienia. Biegiem rzucił się w kierunku skulonej pod drzwiami koleżanki. W ostatniej chwili, doskoczył do dziewczyny, szarpnął nieszczęsny materiał i oboje stoczyli się na bok. Huk jaki po tym nastąpił, przypominał wystrzał ze starej armaty. Chorągiew upadła w miejscu, gdzie przed chwilą leżała niedoszła ofiara. Ciężki, kolorowy materiał, przesłonił drewniane wejście.

Całe to wydarzenie trwało zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale Akira miała wrażenie jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Czuła siłę bijącą od medalionu, która wpijała się w nią drażniąc każdy nerw zachłannego ciała. Przed oczami mignęło jej jasne światło, kusząc ją swym blaskiem. Chciała złapać je i zamknąć w swojej dłoni, ale niespodziewanie wszystko pogrążyło się w ciemności.

4 thoughts on “Rozdział 3 „Medalion”

  1. Anonim pisze:

    Ciekawie sie zapowiada:) Czekam na ciąg dalszy

    Polubienie

  2. Merenwen pisze:

    Jejku jejku 😁😁😁 to jest niesamowite 🙂 Bardzo mi się podoba to jak piszesz 😉 Aki pokazuje bardzo silną osobę, a z opisu postaci niby taka delikatna 😉 Podobają mi się jej wlosy tez 😉 zawsze chciałam mieć czarne ;p nie wyszlo xd hahaha. Mam tylko nadzieję, że nie zapomniała o Kall’u ;( Jadę dalej !!

    Polubienie

  3. whiteberry133 pisze:

    Aki jeszcze pokaże pazurki… I z pewnością nie zapomni o Kallu, bo on jej na to nie pozwoli ; )
    Moje eksperymenty z czarną farbą też nie przyniosły nic dobrego ^_^ Oj, aż się wzdrygam na wspomnienie tamtego odbicia w lustrze 😀

    Polubienie

Dodaj komentarz